Na Droniada Future Forum by Łukasiewicz – Instytut Lotnictwa popatrzyliśmy na rynek dronowy z 10000 m, z 500 m i 120 m. Było to polowanie na „czarnego łabędzia”. Czego się bać? Na co czekać? Jak ma być? A gdy skończyła się nasza bardzo udana konferencja, dowiedzieliśmy się nagle o decyzji Ministra Obrony Narodowej o powołaniu wojsk dronowych. „Czarny łabędź” objawił się w mundurze.
Narzekanie uchodzi za nasz sport narodowy. „Oj, niedobrze, panowie, niedobrze” – to słynne powiedzenie z satyrycznego słuchowisko radiowego „Rycerzy trzech” Kabaretu Elita wisiało w powietrzu, kiedy zaczynaliśmy obrady Droniada Future Forum by Łukasiewicz – Instytut Lotnictwa (piątek, 24 maja 2024).
Nie znaliśmy odpowiedzi na fundamentalne pytanie jak profesjonaliści mają realizować zlecenia po wygaśnięciu krajowych scenariuszy standardowych za półtora roku. Ani też, czy wreszcie drony opryskowe latające często poniżej 5 metrów AGL zostaną uznane za maszyny rolnicze. I wreszcie, czy instytucje publiczne podchwycą pomysł Komitetu Dronowego, który służyłby za miejsce deliberacji i ucierania konsensusu między uczestnikami rynku: firmami prywatnymi, instytucjami publicznymi i organizacjami pozarządowymi.
No future – scenariusz pesymistyczny
Za główną barierę rozwoju rynku uchodzi prawo unijne i jego nadgorliwa interpretacja przez EASA (Agencja Unii Europejskiej ds. Bezpieczeństwa Lotniczego). Mam wrażenie, że EASA, nie ma serca ani głowy do zajmowania się robotyką powietrzną. Chciałaby, aby ta dziedzina przypominała jak najbardziej załogowe lotnictwo. Lecz procedury, które ustanawia – fakt, że powolutku łagodzone – nijak się mają do potrzeb cyfrowego rynku. To paragraf 22.
Określamy nim sytuację bez wyjścia, która polega na występowaniu wewnętrznie wykluczających się, a przez to niestosowalnych przepisów. Jak latać w kategorii szczególnej zgodnie z przepisami unijnymi, gdy scenariusze standardowe STS-1 i STS-2 uniemożliwiają realizację zdecydowanej większości misji? Jak można czekać trzy lata na certyfikację sprzętu przez EASA jak na świecie trwa technologiczna rewolucja wywołana pierwszą wojną dronową między Rosją a Ukrainą?
Tymczasem w USA główne firmy dronowe jak Zipline, Wing, Matternet i kilka innych porozumiały się z tamtejszą FAA (ang, Federal Aviation Administration) w zakresie regulacji dronowych. Uzyskały zwolnienie z obowiązku naocznej kontroli lotu drona, co pozwala znacząco wydłużyć trasy i odciąża pracowników. W zamian firmy przekazują swoje doświadczenia FAA, która na tej podstawie doprecyzowuje regulacje dronowe.
Dlaczego tak nie jest w Europie? Cóż, strach ma wielkie oczy. Ale chodzi głównie o usilną próbę utrzymania lotniczego status quo. Drony rozbijają dotychczasowe układy biznesowe, zmniejszają zapotrzebowanie na usługi śmigłowcowe i samolotowe, przez co EASA mniej zarabia. Chodzi o to, że Rozporządzenie Wykonawcze Komisji Europejskiej (UE) 2019/2153 nakłada na Agencję obowiązek pobierania opłat za wydawanie certyfikatów i zezwoleń oraz pobierania opłat za świadczenie usług. Jeśli sprzedaje się mniej sprzętu lotniczego, ponieważ roboty latające wypierają sukcesywnie śmigłowce np. z rynku geodezyjnego i monitoringu obiektów, to EASA traci fundusze.
Robotyka powietrzna zmienia świat na lepsze
Oczywiście Agencja próbuje narzucać swoje stawki producentom dronów i operatorom, ale to zupełnie inna skala i sposób prowadzenia biznesu niż lotnictwo załogowe. Robotyka powietrzna jest nastawiona na pozyskiwanie danych i precyzyjne działanie – tutaj zdecydowanie większe znaczenie ma Akt o Sztucznej Inteligencji przyjęty przez Unię Europejską, niż bezsensowne dyskusje o buforach ryzyka w lotach 1 m nad ziemią dronem opryskowym.
Korzystnymi czynnikami zmiany mogą być przepisy krajowe jak procedowany obecnie Projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo lotnicze oraz niektórych innych ustaw. Wciąż trwają nad nim prace w Komitetach Rady Ministrów. Prawdopodobnie jesienią trafi do laski marszałkowskiej. Oby zapowiedziane tam opłaty np. za wyznaczenie strefy geograficznej nie okazały się dodatkowym obciążeniem dla branży.
Magdalena Jaworska-Maćkowiak, prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej (PAŻP) – Partnera Bezpieczeństwa Dronowego Droniady GZM 2024 – w swoim wystąpieniu inaugurującym Droniada Future Forum, dała do zrozumienia, iż jest nie do utrzymania model niepłacenia przez operatorów dronowych za usługi PAŻP. „Białkowi” użytkownicy polskiej przestrzeni powietrznej, w tym wielkie linie lotnicze, nie zgadzają się finansować ze swoich opłat rozwoju systemu PansaUTM ani u-Space.
Z tego powodu wspomniany projekt ustawy nabiera takiego znaczenia. Gdy skończy się projekt „Usługi cyfrowe dla BSP” prowadzony przez PAŻP, może zabraknąć pieniędzy na finansowanie działania produktów POPC. Na szczęście DronTower został sfinansowany z środków własnych PANSA.
Zadania publiczne wyłączają przepisy unijne
Na Droniada Future Forum poznaliśmy pomysły dodające znacznie
więcej otuchy i nadziei dla branży dronowej. Otóż, z wypowiedzi Pawła Szymańskiego,
dyrektora Departamentu Bezzałogowych Statków Powietrznych w Urzędzie Lotnictwa
Cywilnego wynika, że znaleziono sposób na realizację zadań publicznych z
wykorzystaniem dronów nawet gdyby przestały obowiązywać krajowe scenariusze standardowe.
Otóż prawo unijne pozwala na wyłączenie spod przepisów misje realizowane np. na
rzecz operatora sieci elektroenergetycznej czy też samorządów.
Jeśli prywatny przedsiębiorca przedstawi zlecenie z instytucji
publicznej lub firmy realizującej zadania publiczne, to otrzyma zgodę na lot na
podstawie krajowych przepisów. Są one zdecydowanie bardziej liberalne i
zdroworozsądkowe niż unijne. Pierwszym beneficjentem tej interpretacji stały
się Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A. (PSE S.A.), których ambicją jest monitorowanie
z dronów całej swojej infrastruktury. To 10 tys. kilometrów sieci wysokiego
napięcia.
Na razie na mapach lotniczych ujawniono dwie dronostrady PSE:
między Warszawą a Radomiem (320 km) oraz od okolic Ełku do granicy polsko-litewskiej
za Suwałkami (ok 100 km). Operator realizuje swoje misje za pomocą maszyn od Farada Group. Są to loty
poza zasięgiem wzroku, mocno zautomatyzowane, aczkolwiek nadzorowane zdalnie z siedziby
głównej w podwarszawskim Konstancinie-Jeziornej.
Dron maszyną rolniczą
Popularny w Polsce i na świecie kombajn kukurydziany marki Claas ma 4 metry wysokości. Gdy kombajnista zacznie rzucać ze swojej kabiny kruszynka do zwalczania omacnicy prosowianki, nigdzie nie musi tego zgłaszać ani prosić o zgodę. Lecz gdy wykorzysta do tego drona, lecąc często na 2 metrach AGL, to musi występować do Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej o zatwierdzenie planu lotu. To absurd.
Justyna Siekierczak, prezes spółki AeroMind i zarazem wiceprezes Polskiej Izby Systemów Bezzałogowych (PISB), prowadzi od miesięcy żmudną kampanię w sprawie dronów do oprysku i ich dopuszczenia do użytku na równi z innymi maszynami opryskowymi. Tu nie chodzi wyłącznie o przepisy lotnicze, ale głównie o przepisy środowiskowe i rolnicze.
Na szczęście PISB udało przekonać Departament Hodowli i Ochrony Roślin Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, aby wyznaczone instytuty naukowo-badawcze przeprowadziły badania poziomu skuteczności oprysków przy pomocy bezzałogowych statków powietrznych. „Do pomocy w realizacji tego celu zaoferowali się członkowie Izby: Dilectro, AgriSky, Agrodron i aeroMind – firmy, które zdecydowały się non-profit wspomóc badania poprzez dostarczenie instytutom systemów BSP” – czytamy w komunikacie Izby.
Jesienią mają się odbyć kolejne spotkanie podsumowujące badania i to wtedy zapadną kluczowe ustalenia. Jeśli wyniki będą pozytywne i wykażą skuteczność oprysków z użyciem BSP – drony zostaną uznane formalnie za równorzędne do obecnych urządzeń opryskowych i dostaną zielone światło na ich stosowanie.
Pomoże w tym niewątpliwie deklaracja Macieja Włodarczyka, kierownika Ośrodka Bezzałogowych Statków Powietrznych w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, który podczas Droniada Future Forum przyznał, że czas, aby drony latające tuż nad ziemią w misjach rolniczych przestałyby być w kręgu zainteresowania jego firmy.
Komitet Dronowy
W styczniu br. na zaproszenie posła Jana Olbrychta, wiceprzewodniczącego
Europejskiej Partii Ludowej (EPL) współorganizowałem debatę w Parlamencie Europejskim „Drony na miastami. Jak wykorzystać szansę”. Zabrali tam głos m.in. przedstawiciele Metropolii GZM, PISB, DG MOVE, EASA.
Uświadomiliśmy sobie, że stopień zaawansowania polskiego rynku – zwłaszcza w wykorzystaniu dronów do monitoringu i inspekcji – znacząco przewyższa inne kraje unijne. Dla większości dronowe przepisy UE, które weszły w życie w grudniu 2020 r. okazały światłem w tunelu, ponieważ legalizowały użycie dronów w przestrzeni powietrznej. Dla Polski stały się kulą u nogi. Cóż, pierwsze polskie przepisy o BSP wprowadzono do Prawa Lotniczego w 2013 r. Na ich bazie powstał prężny rynek oferujący nieszablonowe usługi również instytucjom publicznym. Jak pogodzić oczekiwania polskich przedsiębiorców i zleceniodawców świadomych cyfrowej natury dronów z analogowym i mocno konserwatywnym podejściem unijnych regulatorów?
Po powrocie z Brukseli nie tylko przystąpiliśmy wespół z Łukasiewicz-ILOT do prowadzenia wstępu do foresight rynku dronowego pod marką Droniada Future Forum, ale weszliśmy w dialog z Ministerstwem Infrastruktury. Zgłosiliśmy postulat powołania Międzyresortowego Komitetu ds. BSP, który prowadziłby proces deliberacyjny i ucierał konsensus w zakresie wykorzystania dronów w sektorze publicznym i szerzej w gospodarce.
Minister Infrastruktury wyraził zainteresowanie tym postulatem, lecz oczekuje więcej szczegółów od PISB. Ale po drodze pojawił się równie ciekawy pomysł, aby powołać ekspercki Komitet Dronowy. Ten pomysł zgłosił Maciej Włodarczyk.
O ile od strony formalnej Międzyresortowy Komitet ds. BSP wyklucza raczej
przyjęcie doń PISB, o tyle Komitet Dronowy ustanowiony jako ciało doradcze
Ministra Infrastruktury albo wręcz Prezesa Rady Ministrów, mógłby skupić szerokie
gremium fachowców z rynku i instytucji publicznych. Gra toczy się o to, aby
nasz dorobek i doświadczenie przeszczepić na poziom unijny i zmienić prawo na
proinnowacyjne.
Wojska dronowe jak czarny łabędź
I gdy w optymistycznych nastrojach zakończyliśmy obrady Droniada
Future Forum, dowiedzieliśmy się o pomyśle wicepremiera i ministra obrony
narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza – mają powstać wojska dronowe. Czarny
łabędź nie zawsze oznacza negatywne zjawiska. Tutaj objawił się jako wielka
nadzieja dla rozwoju całej branży robotycznej, ponieważ ta nowa formacja ma
obejmować wszystkie żywioły.
Nie jest wciąż jasne jak ma wyglądać ten nowy rodzaj sił zbrojnych.
Wicepremier dronami nazwał autonomiczne pojazdy lądowe,
nawodne i podwodne oraz powietrzne. Potrzebne będzie zatem kadra otwarta na
nowinki techniczne i operacyjne. W tle zaplecze naukowo-badawcze i własne
zdolności produkcyjne. Czas na Droniada Defence.